Nowozelandzcy producenci kiwi załamują ręce

W regionie skąd pochodzi 80 procent krajowych dostaw w sadach szerzy się bakteryjna choroba drzewek. Atakuje pnącza, a nie same owoce, ale mogą ja przenosić pszczoły, wiatr, deszcz i ludzie, choć dla nich jest niegroźna.

Sprawa jest na tyle poważna, że rząd powołał specjalny zespół, który zajmie się usuwaniem skutków epidemii. Zarażone rośliny muszą być zniszczone, pozostałe poddane kwarantannie. Nowozelandzka branża wyceniana na prawie 800 milionów dolarów jest w dołku. Australia i Stany Zjednoczone wprowadziły już zakaz importu sadzonek kiwi, by nie przenieść zarazy o tamtejszych sadów. Jeśli nie uda się opanować epidemii, straty ogrodników będą ogromne.

Telewizja Polska Redakcja Rolna
 
 
.